Tradycje, które łączą światy - jak różne kultury czczą zmarłych

Opracowanie: Agata Rymut

Choć każda kultura inaczej patrzy na śmierć i przemijanie, jedno jest wspólne, potrzeba pamięci, bliskości i wiary, że nasi zmarli wciąż są obok. W Polsce 1 listopada to dzień pełen ciszy, zadumy i światła zniczy. Ale jak wygląda ten czas w innych krajach, gdzie mieszkają Polacy? Opowiadają nasze koleżanki, które od lat żyją poza ojczyzną.

  

Szkocja: duchy Samhain i dyniowe światła

Agnieszka Kwapień Domingos, Szkocja, 20 lat na emigracji

W Szkocji nie obchodzi się Dnia Zmarłych tak, jak np. w Polsce. Zamiast tego popularne jest Halloween (31 października), które ma swoje korzenie właśnie w dawnych celtyckich wierzeniach o duchach i zmarłych. Tradycja ta wywodzi się z Samhain, starożytnego szkockiego i irlandzkiego święta, które symbolizowało koniec lata i początek zimy, a także moment, gdy dusze zmarłych miały wracać na ziemię.

Przygotowania do Halloween widać już na kilka tygodni wcześniej. Domy i sklepy ozdabiane są dyniami, pajęczynami, szkieletami i duchami. Dzieci ale i też dorośli przebierają się za różne postacie: czarownice, zombie, duchy, potwory, a nawet bohaterów z filmów.

W wieczór Halloween organizuje się imprezy, parady kostiumowe, a dzieci chodzą od drzwi do drzwi, mówiąc „Trick or Treat!” (cukierek albo psikus). W wielu miasteczkach odbywają się też pokazy ognia, koncerty i lokalne festyny.

W Szkocji jednym z tradycyjnych halloweenowych przysmaków jest „barmbrack”, słodki chlebek z rodzynkami, do którego dawniej wkładano drobne przedmioty, np. pierścionek, monetę czy guzik, a każdy z nich miał symboliczne znaczenie dotyczące przyszłości.

Popularne są też jabłka w karmelu (toffee apples) oraz zabawa w „dooking for apples”, czyli łapanie jabłek z wody ustami, bez użycia rąk. Dorośli często popijają hot cider (gorący cydr) lub hot toddy, napój rozgrzewający z whisky, miodem i cytryną.

W miastach panuje bardzo radosna, nieco „magiczna” atmosfera. Ulice, sklepy i puby są pełne świateł, dekoracji i ludzi w przebraniach. W Edynburgu i Glasgow można spotkać parady duchów i widowiska z ogniem, a nawet spacery z przewodnikiem po „nawiedzonych” miejscach. Na wsiach Halloween bywa spokojniejsze, ale dzieci wciąż chodzą po domach z koszykami na słodycze, a mieszkańcy zapalają świece w dyniach (jack-o’-lanterns).

W szkockiej tradycji bardzo silna jest wiara w duchy i zjawy, szczególnie w starych zamkach. Mówi się, że prawie każdy zamek w Szkocji ma swojego ducha, np. Grey Lady z Glamis Castle czy Green Lady z Stirling Castle. Dawniej ludzie wierzyli, że w noc Samhain granica między światem żywych a zmarłych jest bardzo cienka, dlatego palono ogniska i przebierano się za potwory, by zmylić złe duchy. W Edynburgu można do dziś zwiedzać nawiedzone podziemia, gdzie opowiada się o duchach ofiar zarazy i dawnych mieszkańców miasta.

 

Meksyk: życie i śmierć przy jednym stole

 Kinga Berdzik de Ortiz, Leon, Guanajuato, Meksyk, 13 lat na emigracji

Święto Zmarłych w Meksyku to niezwykła i pełna barw tradycja, która od setek lat odgrywa kluczową rolę w kulturze tego kraju. Znacznie się różni od obchodów w Polsce i dlatego jest tak interesujące i zaskakujące. To święto, znane jako Día de los Muertos, które przypada na 1 i 2 listopada, jest czasem wspomnień, radości i głębokiego szacunku dla przodków. Nie jest to smutne święto lecz celebracja życia i pamięci o tych, którzy odeszli. Wywodzi się ono z mieszanki tradycji prekolumbijskich Azteków, Majów i innych cywilizacji, oraz z wpływów katolickich, które zaadaptowały stare obyczaje. W ten sposób powstało unikalne święto, które łączy wierzenia ludowe z religią, tworząc kolorową i pełną symboli ceremonię.

Mieszkam przy cmentarzu miejskim Panteon San Nicolás w Leon, Guanajuato. Dni poprzedzające Dia de Muertos to czas przygotowań, zakupów i dekorowania. Ulice dookoła cmentarza zapełniają się straganami z dekoracjami i jedzeniem.

W okresie Día de los Muertos domy i cmentarze przystraja się kolorowymi dekoracjami, szczególnie papierowymi ozdobami, żałobnymi serpentynami i figurkami zmarłych. W domach, sklepach, kościołach i miejscach publicznych buduje się ołtarze (altar de muertos) na których umieszcza się zdjęcia bliskich, ich ulubione jedzenie, napoje, a także kwiaty, szczególnie słynne cempasúchil, czyli marigoldy, które prowadzą dusze zmarłych do zaświatów. Ołtarz składa się zwykle z kilku części: na najwyższym poziomie znajduje się krzyż lub inny symbol religijny, poniżej umieszcza się zdjęcia, a w kolejnych warstwach przedmioty, jedzenie oraz ulubione słodycze powracających dusz.

Podczas tych dni ludzie odwiedzają cmentarze, sprzątają groby, dekorują je kwiatami, palą świece i zostawiają ofiary dla dusz. Noc z 1 na 2 listopada jest szczególnie magiczna; wierzy się, że dusze zmarłych wracają do swoich domów, by spotkać się z żyjącymi. Wówczas organizuje się procesje, tańce, śpiewy i uroczystości, które przyciągają mieszkańców i turystów z różnych zakątków Meksyku.

Na stołach królują tradycyjne potrawy: tamales, pan de muerto (chleb zmarłych w kształcie kości, ozdobiony symbolami śmierci), cukrowe czaszki, czekolada i inne dania, które lubili zmarli. Te symbole mają przypominać o przemijalności i odrodzeniu, a jednocześnie celebrują życie i pamięć o bliskich. Dzieci podobnie jak w Halloween chodzą po domach i proszą o “calaverita” czyli słodka cukrową czaszkę, która w ostatnich latach coraz częściej zamieniona jest na inne słodycze.

Święto to jest nie tylko głęboko religijne, ale i społeczne, jednocząc pokolenia i wspólnoty wokół wspólnej pamięci. Meksyk w tym czasie zanurza się w kolorach, smakach i dźwiękach, jakie dają życie i śmierć - jedno nieodłącznie splata się z drugim, tworząc niezapomnianą mozaikę kulturowej tożsamości.

Wśród wielu fascynujących elementów Día de los Muertos znajdują się też ważne lokalne legendy i tradycje, które potrafią zaskoczyć odwiedzających. Na przykład w niektórych regionach Meksyku istnieje wierzenie, że dusze zmarłych mogą przynosić ze sobą różne dary, takie jak zdrowie, szczęście czy bogactwo, ale też że niektóre z nich wracają, by szukać sprawiedliwości lub odkupienia.

Inne zaskakujące tradycje to przechodzenie świętujących z cmentarza do cmentarza, odwiedzając wiele grobów w tym samym dniu, co symbolizuje łączenie się z różnymi wspomnieniami i duszami. W niektórych miejscowościach, szczególnie w stanie Oaxaca, organizuje się specjalne, żywe festyny, podczas których ludzie przebierają się w tradycyjne kostiumy, odgrywają sceny ze starożytnych legend, a czasami nawet odtwarzają duchowe przeprawy z umarłymi. W stanie Campeche na jednym z cmentarzy co roku wyciąga się kości zmarłych aby je umyć i ułożyć w małej trumience. Stan Michoacan stał się wzorem dla bajki “Coco” i to właśnie tam można zobaczyć cmentarze pełne ludzi jedzących i tańczących na grobach.

Wyobraź sobie, że ma Cię odwiedzić ukochana babcia, która odeszła z tego świata ale co roku możesz się z nią spotkać… Dlatego właśnie Meksyk się cieszy! Ukochani wracają choć na chwilkę.

 

Peru: chlebowe dusze i dary na dworcach

 Agni Vedaa, Peru i Boliwia, 16 lat na emigracji

Są takie tradycje które zatrzymają cię w podróży i zmrożą krew w żyłach. Jedną z nich jest wypominanie zmarłych w wypadkach z udziałem autobusów w Peru i Boliwii - koniec października i początek listopada to czas, gdy dworce zasypywane są zdjęciami zmarłych w wypadkach, otoczone kilogramami spożywczych i kwiatowych podarunków dla nich. Na dworcach robi się specjalnie odgrodzone korytarze takich wspominków.

W Boliwii i południowym Peru nie ma Święta Zmarłych bez chleba, który… ma twarz, albo ma kształt konia. T’anta Wawa i Caballo. Słowo t’anta znaczy „chleb” w języku aymara i quechua, a wawa to „dziecko”.

Ten rytualny chleb piecze się na Día de los Difuntos (1–2 listopada) i ofiarowuje duszom zmarłych, zwłaszcza dzieciom. Jak to wygląda? Półmetrowy bochen, formowany w kształcie niemowlęcia z twarzą lalki zrobioną z gliny lub plastiku, wplecioną w ciasto, ubrany w kolorowy kocyk z tkaniny andyjskiej (aguayo). Symbolizuje nowe życie duszy, jej podróż między światami. Rodziny niosą t’anta wawa na cmentarze, zostawiają ją na ołtarzach wraz z ulubionym jedzeniem zmarłych. To sposób, by dusze „zjadły” esencję ofiar. Po rytuale chleb rozdaje się dzieciom, sąsiadom i przyjaciołom, jako błogosławieństwo życia i kontynuacji.

Caballo de Pan jest nieodłącznym towarzyszem t’anta wawa. W tradycji mówi się, że dusza zmarłego przybywa lub odjeżdża na koniu z chleba, dlatego piecze się także figurki w kształcie koni. Wiara, że koń to pojazd duszy pomaga jej dotrzeć z zaświatów na ziemię.

Oba chlebki wypieka się tradycyjnie z mąki pszennej, jajka, mleka, cukru, anyżu, na drożdżach i z masłem, choć częściej margaryną. Smakuje jak chałka. Dodaje się też kolorowe ozdoby, rodzynki, miód i glazurowane owoce, zdobi się lukrem i kolorowym papierem jak sztukę ludową. Ciekawostką jest, że w niektórych wsiach mówi się, że jeśli t’anta wawa „pęknie” w piecu, oznacza to, że dusza, dla której była robiona, już nie potrzebuje ziemskich darów.

A groby? Na kolorowo... ja to nazywam “odpust dla zmarłych” - zostawia się zabawki, słodycze, inka colę, a dorosłym alkohol. Rzadziej świece czy kwiaty.

 

Norwegia: cisza, prostota i ogień pamięci

 Ania Kulska, Oslo, Norwegia, 30 lat na emigracji

Allehelgensdag - czyli Wszystkich Świętych w Norwegii jest obchodzony w kościele norweskim zawsze w pierwszą niedzielę listopada. Natomiast wysyp wampirków, duszków, kościotrupów w pogoni za słodyczami lub psotami tak jak wszędzie przyjęło się w Halloween ostatniego dnia października. Norwedzy przywołują je, zapalając znicze przed domem, często w dyni, wtedy można spodziewać się, że będzie tych grupek wiele.

W sklepach szaleństwo! Bywało, że zabrakło słodyczy… mieszkam tutaj 30 lat, dobrze, że zawsze coś mam schowane - krówki lub michałki. Bo nawet jeśli nie zapalisz zniczy przed domem i tak możesz spodziewać się, że zadzwonią do drzwi i będą krzyczeć „Knask eller Knep” co znaczy „ Psikus lub cukierek”.

W Danii i Norwegii dzień ten został zniesiony jako święto w 1771 roku, w wyniku redukcji świąt w 1770 roku. Początki wywodzą się z końca 8 wieku naszej ery i obchodzone były 1 listopada.

W Norwegii odwiedzanie grobów jest dość powszechną praktyką, szczególnie w niektóre dni, takie jak Dzień Zaduszny (2 listopada) lub w rocznice śmierci bliskich. Przynosi się na groby kwiaty, znicze,ozdoby świąteczne, w zależności od pory roku.

Niektóre rodziny odwiedzają groby również w urodziny lub inne ważne daty.

Z moich obserwacji wynka, że zwyczaj ten jednak zanika.

Wszystkich Świętych nie jest obchodzony tak bardzo odświętnie jak w Polsce. Skromnie, co bardzo mi się podoba.  O cmentarze dba administracja, nie ma wielkich grobów, mała tabliczka pamiątkowa, kwiaty, trawnik, lampka. Nie ma tłumów, jest cisza, spokój.

W Norwegii nie ma typowych potraw serwowanych w Dzień Zaduszny, kuchnia tego kraju opiera się na lokalnych składnikach, takich jak owoce morza, jagnięcina i ziemniaki.

Pogańskie praktyki Wikingów

Jeśli spojrzymy na przeszłość Norwegii to święto zmarłych obchodzo jednak inaczej. Wikingowie nie obchodzili Dnia Zadusznego, ponieważ było to święto chrześcijańskie, które pojawiło się w Norwegii znacznie później, wraz z przyjęciem chrześcijaństwa w XI wieku. W okresie wikińskim panowały pogańskie wierzenia, a kultura zmarłych wiązała się z rytuałami pochówku, takimi jak kremacja lub pochówek w łodziach, a także wierzeniami w podróż do Walhalli. Wielu wikingów wierzyło, że polegli w chwale wojownicy trafiają do Walhalli, gdzie czekają na ostateczną bitwę. W niektórych grobach odnajdywane są przedmioty, które według wierzeń miały służyć zmarłym w zaświatach.

Chrześcijaństwo i Dzień Zaduszny

Chrześcijaństwo stało się dominującą religią w Norwegii w pierwszej połowie XI wieku, co doprowadziło do stopniowego zastępowania starych wierzeń nowymi. Wraz z chrześcijaństwem do Norwegii przybyły nowe święta, takie jak Dzień Zaduszny, które zaczęto obchodzić, zastępując dawne pogańskie rytuały.


Pakistan: pamięć, modlitwa i dobro, które trwa

Aneta Kałucka Khan, Pakistan, 19 lat na emigracji

W Pakistanie pamięć o zmarłych zajmuje wyjątkowe miejsce w życiu codziennym i duchowym. W islamie śmierć nie jest końcem, lecz początkiem nowego etapu istnienia. Dlatego rodziny starają się utrzymywać więź ze swoimi bliskimi poprzez modlitwę, wspominanie ich dobrych uczynków i czynienie dobra w ich imieniu.

Jednym z najważniejszych przejawów tej pamięci jest Sadqa e Jariyah, forma jałmużny, która przynosi duchowe korzyści zarówno żywym, jak i zmarłym. Może to być posadzenie drzewa, które daje cień i owoce, zainstalowanie pompy wodnej lub chłodziarki, z której mogą korzystać wszyscy, wsparcie szkoły islamskiej czy dołożenie „cegiełki” do budowy meczetu. Każdy z tych gestów staje się ciągłym źródłem błogosławieństwa dla duszy osoby zmarłej.

Rodziny często wspominają swoich bliskich, mówiąc o ich dobrych uczynkach i szlachetnych cechach. Wierzy się, że zmarli widzą i cieszą się z życzliwości oraz hojności swoich bliskich. Regularnie czyta się też specjalne modlitwy, prosząc Boga o przebaczenie i spokój dla ich dusz.

Odwiedziny na cmentarzach są częstym zwyczajem, zwłaszcza po piątkowych modlitwach oraz w święta Eid ul-Fitr i Eid al-Adha. Rodziny porządkują groby, modlą się wspólnie i wspominają swoich zmarłych w ciszy i skupieniu. W przeciwieństwie do polskiej tradycji, w Pakistanie nie zapala się zniczy. Modlitwa jest najważniejszym światłem, jakie można ofiarować duszy zmarłego.

Muzułmanie, przechodząc obok cmentarza, wypowiadają słowa:
Assalamu Aleykum” – „Pokój wam” oraz „Inna lillahi wa inna ilayhi raji'un” – „Do Boga należymy i do Niego powracamy”. Te słowa przypominają o przemijaniu i o tym, że życie i śmierć są częścią Boskiego planu.

Pamięć o zmarłych w Pakistanie nie ma charakteru smutku, lecz wdzięczności. To sposób na pielęgnowanie dobra, które łączy pokolenia, żyjących i tych, którzy odeszli. W ten sposób miłość, wiara i modlitwa przekraczają granicę między światem doczesnym a duchowym, a dobro raz zasiane trwa wiecznie.



USA: Święto, które łączy magię i zabawę

Ludmiła Mituła, Teksas, USA, 25 lat na emigracji

Halloween w Stanach Zjednoczonych to jedno z najbardziej charakterystycznych i uwielbianych świąt, które ma zupełnie inny charakter niż obchodzenie Święta Zmarłych w Polsce. Zamiast smutku i refleksji, Halloween to czas zabawy, kreatywności.

W Halloween dzieci i dorośli przebierają się za potwory, duchy, czarownice czy postacie z filmów. To święto pełne fantazji, gdzie liczy się przede wszystkim kreatywność. Wiele osób decyduje się na zaskakujące i zabawne stroje, które mogą śmieszyć, a nie przerażać. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli jest wycinana dynia z zapaloną świeczką, czyli jack-o’-lantern. Domy i ogrody ozdabiane są sztucznymi grobami, pająkami i duchami.

Wielką atrakcją jest tradycja trick-or-treating, czyli chodzenie dzieci po domach w poszukiwaniu słodyczy. Zwyczaj ten łączy całą społeczność, bo nie tylko maluchy, ale także dorośli biorą udział w tym wydarzeniu. W wielu miastach organizowane są również parady i bale przebierańców, które są świetną okazją do zabawy i spędzenia czasu z bliskimi.

Halloween to także czas, kiedy wielu Amerykanów organizuje maratony filmów grozy. Ja osobiście lubię klasyki, takie jak „Halloween”, „Hocus Pocus” czy „Beetlejuice”, to obowiązkowa pozycja w tym okresie. Mroczne, ale zabawne, pełne humoru i nostalgii, idealne na Halloweenowy wieczór.

Halloween w USA to czas radości, zabawy i kreatywności. Ma lekki i humorystyczny charakter, w którym wspólna zabawa jest najważniejsza. W tym dniu wszyscy stają się kimś innym, postacią z horroru, superbohaterem, a nawet legendarnym potworem.




Na koniec, mamy dla Was baśń o Halloween, prosto z Irlandii. W sam raz na listopadowe wieczory…

Ogień Púca. Opowieść o nocy, gdy granica się zaciera

Marta Liwak, Irlandia, 17 lat na emigracji

Opowiem Wam o Samhain, Halloween, duchach i ogniu Púca

Dawno, dawno temu, gdy świat był młodszy, a ludzie jeszcze rozmawiali z ziemią, wiatrem i słuchali szeptów kamieni, na zielonych wzgórzach Irlandii żyli Celtowie. Dzielili oni rok na cztery sezony i cztery święta: Imbolc (czyt. Imbolk) początek wiosny, Beltane (czyt. Beltejn) początek lata, Lughnasadh (czyt. Lunasa) początek żniw i Samhain (czyt. Sałyn) początek ciemnej połowy roku.

Dzisiejsza opowieść jest o Samhain. Była to najdłuższa część roku, najbardziej mroczna, wymagająca i przerażająca. To właśnie wtedy kończyło się lato, a zaczynała ciemność zimy.

Mówią, że w tę jedyną noc granica między światem żywych a światem duchów stawała się cienka jak pajęczyna. Zza mgły wychodziły dusze przodków, błądzące cienie i figlarne istoty z zaświatów. 

Aby nie bać się tego, co nadchodzi, przygotowywano dla nich miejsce przy stole, zostawiano na progu miseczkę z mlekiem i bochen chleba, by dusze wiedziały, że są mile widziane. Palono ogniska, a ogień płonął wysoko - czysty, jasny, jak słońce uwięzione w noc. Wspólny płomień Samhain, od którego każdy dom zapalał swoje palenisko na nowo, by przynieść szczęście i ochronę.

A między tym wszystkim, w cieniu ognia, przemykał Púca - zmiennokształtny, kapryśny i potężny demon. Jedni mówili, że ma postać czarnego konia z grzywą z mgły, inni że przychodzi jako kruk, pies albo starzec o oczach błyszczących jak żar.

Był duchem granicy: między światłem a ciemnością, między latem a zimą, między tym, co znane, a tym, co ukryte. Między ostatnim zbiorem a pierwszym mrozem.

W noc Samhain, gdy ognie gasły i płonęły na nowo, ludzie szeptali:

„Nie zostawiaj wszystkiego w spichlerzu, zostaw część dla Púca.”

Bo jeśli zapomniałeś o Púca, mógł nadejść we mgle i popsuć zboże, splątać końskie grzywy, a twoje owoce uczynić gorzkimi. Ale jeśli zostawiłeś mu choć kromkę chleba i kroplę mleka, mógł pobłogosławić twoje plony i przynieść szczęście.

Mówiono, że lubił płatać figle - pojawiał się pod postacią konia i zapraszał ludzi na przejażdżkę przez noc. Wystarczyło wsiąść… a wtedy koń pędził przez pola, rzeki i góry, aż świt dotknął horyzontu. Wtedy Púca znikał, zostawiając śmiałka bez szwanku - tylko z sercem bijącym jak bęben i włosami rozwianymi jak wiatr.

Púca nie był zły. Był tylko odbiciem świata, jakim go widzimy - jeśli w twoim sercu był strach, przynosił ci strach. Jeśli radość - przynosił śmiech. Był jak noc Samhain (Halloween) niebezpieczna i święta zarazem.

Kiedy przyszły nowe czasy i ludzie zapomnieli starych modlitw, Púca zniknął w opowieściach. Ale w Irlandii nigdy nie zniknął całkiem. Bo co roku, gdy liście szeleszczą pod stopami, w mieście Trim odbywa się festiwal jego imienia.

Znów tańczą duchy i ludzie, znów rozbrzmiewa muzyka, a ogień odbija się w oczach przebierańców. I jeśli w tę noc spojrzysz w dym lub mgłę, może zobaczysz cień konia, który przystaje na chwilę i patrzy na ciebie z błyskiem w oku, jakby pytał: „Zostawiłeś coś dla mnie, człowieku?”

Bo Púca nigdy nie odchodzi naprawdę.
Jest w zmianie, w przejściu, w każdej chwili, gdy coś się kończy, a coś zaczyna.
Jest śmiechem w ciemności i ciepłem przy ogniu.
Jest przypomnieniem, że nawet to, co nieznane, może być przyjacielem, jeśli okażesz mu szacunek.

Minęły wieki.
Przyszli nowi ludzie, nowe modlitwy i nowe święta. Kościół ogłosił Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, ale o obchodach Samhain nie zapomniano, ukryły się pod nowym imieniem: Halloween.
Zostały maski, ogniska i dary dla duchów takich jak Púca, a noc z 31 października co roku szepce starym językiem przodków.

Kiedy Irlandczycy ruszyli za ocean, zabrali ze sobą swoje opowieści i ogień Samhain. W Ameryce obchody połączyły się z innymi, lokalnymi wierzeniami. Irlandzkie rzepy zamieniono na dynie, dzieci zaczęły chodzić od domu do domu, wołając trick or treat, a duch Púca śmiał się z cienia, widząc, jak jego stara noc żyje w nowej formie.

I choć świat się zmienił, w Irlandii wciąż pamiętają.
Każdej jesieni, gdy mgła spowija irlandzkie wzgórza znowu płoną ogniska, gra muzyka, tańczą maski i cienie. Znowu śmieją się dzieci i znów ktoś szepce:

„Granica się zaciera… Púca nadchodzi… Samhain powraca.”

I tak co roku duch dawnych czasów ożywa, nie w strachu, ale w radości, że ciemność i światło mogą znów zatańczyć razem, jak dawniej, gdy świat był młody.

Next
Next

“Złe oko” – przekleństwo czy zabobon?