Zorza polarna – gra świateł na nocnym niebie
Tekst i zdjęcia: Camilla Oliver
Kiedy zdecydowałam się porzucić życie w mieście i przenieść się na północ, wiele osób pytało, czy naprawdę chcę skazać się na długie noce, mróz i wieczne zaspy. Dla mnie jednak właśnie w tym tkwiło piękno – w ciszy zimowych krajobrazów, w skrzypieniu śniegu pod butami, w poczuciu, że natura w swojej surowości pozwala odetchnąć głębiej. Nie spodziewałam się jednak, że największym skarbem tej krainy okaże się nie śnieg ani lód, lecz światło. Zorza polarna (Aurora borealis) – nieuchwytna, kapryśna, a zarazem majestatyczna – stała się moją niemal codzienną towarzyszką. To właśnie dla niej warto było zakochać się w zimie jeszcze mocniej.
Zorza polarna występuje na obszarach podbiegunowych, choć niekiedy można ją obserwować także w średnich szerokościach geograficznych. Najczęściej przybiera postać kolorowej, świetlanej zasłony, która faluje i zmienia kształt. Mieszkając na wschodnim wybrzeżu Grenlandii, widywałam bardzo często intensywne zorze. Za każdym razem zjawisko to zapierało mi dech w piersiach.
Aurora Borealis fascynowała człowieka od wieków. Zanim teoria fizyczna wyjaśniła mechanizm ich powstawania, interpretowano je na swój sposób. Dziś związane z zorzą wierzenia i przesądy wydają się nam zabawne. Ze średniowiecznych przekazów wiemy, że wzbudzała ona w ludziach strach. Zorza miała zwiastować klęski, wojny, nieszczęścia. Migocące światła niebios otrzymały nawet przydomek „tańca śmierci”. Grenlandczycy wierzyli, że zorza to tańczące duszki niemowląt, których ziemskie życie zostało gwałtownie przerwane. Podobnie interpretowano ją na północy Kanady, jako zabawę duchów zmarłych osób.
Słońce i słoneczny wiatr – motor napędzający zorze
Wiadomo że, nasza najbliższa gwiazda, Słońce, nieustannie wyrzuca w przestrzeń kosmiczną plazmę. Jest to strumień naładowanych elektrycznie cząstek (głownie elektrony i protony), stanowiący tzw. wiatr słoneczny. Ale aktywność Słońca na tym się nie kończy. W lokalnych rozbłyskach, często powiązanych z plamami słonecznymi, może dojść do emisji wyjątkowo dużych ilości plazmy. Są to tzw. wyrzuty materii koronalnej. Strumień plazmy dociera w okolice Ziemi zazwyczaj po trzech dniach od wyrzutu. Pole magnetyczne naszej planety zakrzywia tory naładowanych cząstek. Może przy tym dojść do chwilowej deformacji tego pola, tzn. burzy geomagnetycznej. Jej wystąpienie może grozić katastrofalnymi skutkami dla sieci energetycznych, komunikacji satelitarnej i sieci telekomunikacyjnych.
W wyniku oddziaływania wiatru słonecznego z ziemskim polem magnetycznym powstaje owal zorzowy. Cząsteczki plazmy wpadając w to pole są kierowane przez linie pola magnetycznego w okolice biegunów. Tam zderzają się z atomami i cząsteczkami atmosfery, pobudzając je do świecenia. Efektem jest świecący pierścień, zwany owalem zorzowym, który otacza bieguny magnetyczne i zmienia swój kształt oraz rozmiar w zależności od aktywności słonecznej.
Podczas zderzeń następują wzbudzenia atomów gazów budujących atmosferę, a więc głównie tlenu i azotu. Wydzielana energia widoczna jest w postaci światła o charakterystycznej dla danego pierwiastka częstotliwości. Kolor zorzy zależy więc od rodzaju pierwiastka oraz od wysokości, na jakiej dochodzi do emisji. Tlen świeci na czerwono i na zielono, z kolei azot daje poświatę w barwach fioletu i purpury.
Polowanie na zorze
Sezon na obserwację zorzy polarnej zaczyna się jesienią i trwa aż do wiosny. Najlepsze warunki przypadają od września do marca, gdy noce są długie i ciemne, a zimowe mrozy często oczyszczają niebo z chmur. To właśnie wtedy szanse na „łowy” rosną, a grudzień, styczeń i luty bywają najobfitsze w spektakle na niebie.
Tegoroczny sezon zapowiada się szczególnie intensywnie. Słońce weszło właśnie w fazę maksimum swojego 11-letniego cyklu, co oznacza, że jego powierzchnia „kipi” od plam i rozbłysków. To z kolei prowadzi do częstszych zderzeń wiatru słonecznego z ziemskim polem magnetycznym. Ostatnie maksimum aktywności słonecznej przypadło na październik 2024 roku, przewiduje się, że podwyższona aktywność utrzyma się co najmniej do 2026 roku. Innymi słowy, najbliższe lata to prawdziwe złote czasy dla łowców zorzy polarnej!
Co więcej, niektórzy badacze sugerują, że obecnie możemy być świadkami dłuższego, kilkudziesięcioletniego okresu podwyższonej aktywności słonecznej. Jeśli te prognozy się sprawdzą, zorze będą częstszym gościem nawet w miejscach, gdzie do tej pory uchodziły za rzadką atrakcję - również w Polsce.
Zdjęcia zorzy polarnej
Fotografowanie zorzy polarnej wymaga cierpliwości i często długiego oczekiwania w zimnie, z dala od świateł miast. Aparat fotograficzny, nawet taki w smartfonie, potrafi uchwycić kolory i szczegóły, które ludzkie oko dostrzega słabiej, dlatego zdjęcia bywają bardziej intensywne niż rzeczywisty obraz. Poza tym zdjęcia są często dodatkowo edytowane. Owszem mogą być piękną pamiątką, ale żadne nie odda w pełni atmosfery tego doświadczenia: emocji, przestrzeni i poczucia obcowania z czymś nieuchwytnym. Bo prawdziwa magia tkwi w przeżyciu zjawiska na własne oczy, gdy na niebie tańczą smugi zieleni, różu czy fioletu, a wszystko wokół ogarnia cisza.