Między dwoma światami

Tekst anonimowy

Od pewnego czasu żyję między dwoma światami. Jeden to ten tutaj, uporządkowany, z codziennością, która toczy się swoim rytmem: praca, dziecko, szkoła, obowiązki. Drugi tam, w Polsce, gdzie mój tata walczy z nowotworem,a każda rozmowa telefoniczna ma w sobie napięcie między nadzieją a lękiem.

To doświadczenie uczy, jak bardzo serce potrafi być w dwóch miejscach naraz. Rano szykuję śniadanie, odwożę dziecko do szkoły, odpowiadam na maile, uśmiecham się do ludzi. A gdzieś w tle, jak cichy dźwięk, cały czas gra pytanie: Jak on się dziś czuje? Czy miał siłę wstać? Czy coś się zmieniło?

Żyjąc daleko, uczysz się nowej formy obecności. Takiej na odległość. Wysyłasz wiadomości, dzwonisz, pytasz, próbujesz być wsparciem słowem, tonem głosu, gestem przez ekran. Ale nic nie zastąpi dotyku dłoni, zapachu domu, odgłosu kroków w korytarzu. I wtedy pojawia się to trudne pytanie, które wraca jak fala: Czy powinnam być tam? Czy mogę zostawić wszystko tutaj, żeby pojechać?

Tylko że życie nie zatrzymuje się na czas choroby, choć bardzo byśmy chcieli. Dziecko wciąż idzie do szkoły, praca wymaga obecności, obowiązki się nie rozpuszczają. Nie da się po prostu spakować serca do walizki i przenieść tam, gdzie tęskni najbardziej. I właśnie w tym miejscu rodzi się największe rozdarcie - między lojalnością wobec bliskich w Polsce a odpowiedzialnością za życie, które zbudowałam tutaj.

Nie ma na to jednej odpowiedzi. Uczę się, że można kochać i wspierać z daleka, że czasem najważniejsze jest to, żeby tata wiedział, że jestem, nawet jeśli nie obok, to po drugiej stronie telefonu. Że słucham, że wierzę, że walczę razem z nim, choć codziennie w innym kraju.

Są dni, kiedy czuję spokój, bo wiem, że on ma opiekę, że jeszcze jest siła, że mamy czas. I są takie, kiedy emocje przychodzą falą, nagle, w środku dnia. Wtedy pozwalam sobie na łzy, ale też przypominam, że nadzieja nie potrzebuje geograficznej bliskości. Ona potrzebuje miłości, a tej przecież nie zabrakło.

Choroba taty nauczyła mnie czegoś trudnego, ale prawdziwego, że nie da się być wszędzie, ale można być naprawdę, tam, gdzie się jest. I że czasem największym aktem odwagi jest pogodzenie tych dwóch światów: tego, który boli, i tego, który nadal wymaga siły.

Next
Next

Nie jesteś sama. List do Polek na 7 kontynentach.